do tego tekstu wskazane jest przeczytać ze zrozumieniem
książkę – czy ktoś jeszcze potrafi – lub obejrzeć film „Ziemia obiecana”
autor: Artur
Katarzyna Kolenda-Zaleska w
Gazecie Wyborczej napisała, że jej marzeniem jest aby w centrum Warszawy
powstał piękny pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Męty wyniosły te męty na
piedestały, a inne męty chcą teraz stawiać im pomniki.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego,
gdy tuż po wyborach prezydenckich meldował swojemu bratu Jarosławowi „wykonanie
zadania”. Był prezydentem swojego brata i PiS-u, a nie prezydentem Polski
ograniczając w ten sposób swoje kompetencje i pełnioną funkcję wbrew
postanowieniom Konstytucji RP, której powinien być strażnikiem.
Pamiętam, gdy wraz z
małżonką pojechał z oficjalną wizytą do Watykanu by złożyć kwiaty na grobie
papieża Polaka Jana Pawła II. Widziałem w dzienniku TV jak składał kwiaty na
grobie w papierowym opakowaniu, samemu będąc także w opakowaniu w postaci
zapiętego płaszcza prochowca. Nie wiedział cham, że kwiaty trzeba rozpakować, a
płaszcz zostawić w szatni lub w samochodzie. Przecież oficjalna wizyta u grobu
to tak samo oficjalna wizyta, jak u przyjaciół, u których nie zasiadamy do
stołu w prochowcu. U nas na wsi każdy to wie, ale Lech Kaczyński niestety nie
wiedział.
Pamiętam międzynarodową
konferencję na Bałkanach, w której uczestniczył prezydent Lech Kaczyński.
Zawaliła się wówczas hala w Katowicach, zginęło wiele ludzi. Lech Kaczyński
wymknął się z konferencji bocznymi drzwiami i podążył szybko na lotnisko. Za
nim pogoniła grupa oficjalna dyplomatów z zamiarem pożegnania go przed odlotem
do Polski. Ale Lech Kaczyński dogonić się nie dał, wsiadł do samolotu i
odleciał zostawiając zdziwionych dyplomatów na płycie lotniska.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego
walczącego o krzesło w Parlamencie Europejskim chociaż wszyscy wiedzą, że w
posiedzeniach Parlamentu biorą udział premierzy i ich tematycznie do obrad
dobrani ministrowie, a nie prezydenci.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego
toczącego bój o samolot do Brukseli, do której lecieć nie powinien.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego
i Donalda Tuska walczących na konferencji prasowej o miejsce przy środkowym
mikrofonie w czasie wizyty Condoleezzy Rice pozostawionej przez walczące strony
z boku, a jako kobieta, dyplomata i ważny gość Polski powinna właśnie być
zaproszona o zajęcie miejsca w środku, pomiędzy obu panami.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego,
który chciał zmusić pilota tutki do lądowania w Tbilisi w czasie wojny Gruzji z
Rosją. Całe szczęście, że pilot był kompetentny i nie wyraził zgody, a przez to
był przez Lecha Kaczyńskiego obrażany o tchórzostwo i straszony konsekwencjami.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego,
który w czasie wizyty w Gruzji przesiadł się z chronionego przez BOR samochodu
rządowego do samochodu prezydenta Gruzji, po czym uciekli polskiej ochronie i
pojechali na wycieczkę na front, gdzie trwały walki i gdzie zostali ostrzelani.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego,
który okazał swoją wyższość bezdomnemu nazywając go dziadem i nakazując
spieprzać.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego,
który zapragnął złożyć życzenia cesarzowi Japonii Akihito. Gdy cesarz usłyszał,
że pragnie mu złożyć życzenia prezydent Polski, pewnie pomyślał: Chopin, kocham
muzykę Chopina (jak wszyscy Japończycy), kocham Polskę. I wyraził zgodę na
wizytę. Ale gdy Lech do Japonii przyleciał, dwór cesarski otrzymał już pełen
zasób informacji o cechach osobowości Lecha Kaczyńskiego, którego w Europie już
znano, nigdzie nie zapraszano i nie przyjmowano (poza prezydentami Litwy i
Czech). Przestrzeń dworu cesarskiego nie mogła być skalana przez obecność
takiego osobnika. I cesarz Akihito dostał z tego wszystkiego takiego nerwowego
rozstroju żołądka, że wylądował w szpitalu. Po wyjeździe Lecha Kaczyńskiego
cesarz wyzdrowiał i pełni nadal swoje cesarskie funkcje.
Pamiętam Lecha Kaczyńskiego
jak po nocnym pijaństwie z opóźnieniem (rano trudno było wstać) ruszał tutką z
pijanym generałem na pokładzie do Smoleńska, gdzie podjudzany przez swojego
brata Jarosława miał rozpocząć swoją konwencję wyborczą w towarzystwie licznego
grona ważnych osobistości. SPRÓBOWALI wylądować na zamkniętym i nieczynnym od
wielu miesięcy starym lotnisku wojskowym w Smoleńsku, nie przystosowanym do
przyjmowania samolotów pasażerskich, w czasie gęstej mgły, na ślepo. A nuż
trafią w płytę lotniska. Nie trafili. Trafili w brzozę. No to za co ten pomnik?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz